Fatalny stan kamienicy przy ul. 11 listopada w Zawierciu

Wczoraj, 3 marca, jedna z mieszkanek kamienicy przy ul. 11 listopada 35 opublikowała na Facebooku post, w którymi opisała fatalną sytuację w swoim mieszkaniu w kamienicy Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej. 

Roksana Galus od marca 2016 mieszka w kamienicy przy ul. 11 listopada. Jest matką czwórki dzieci. Stan budynku, w którym mieszka, jest fatalny. Już w listopadzie miała spore problemy z odpadającymi tynkami i rurami. W mieszkaniu pojawia się wilgoć, zalania podłogi i ścian, a piece nie nadają się już do użytku.

- Rura wylewa bo zamarzła. Wszystkie odpływy są na dworze. W piątek wymienili rury, ale problem pozostał. Tutaj wilgoć jest wszędzie, ściany są mokre. W administracji (na pl. Dąbrowskiego dop. red.) powiedzieli mi, że to jest moja wina, bo ja gotuję w kuchni i oddycham. Piece są do remontu - cegły wypadają, kominy są w rozsypce. W tych pokojach cały czas jest zimno. Muszę dogrzewać grzejnikami elektrycznymi. Mam dzieci w wieku siedmiu i czterech lat, roczne i 3-tygodniowe. Ja potrzebuję zmiany mieszkania - mówi Roksana Galus.

Pani Roksana już w ubiegłbym roku pisała pisma i chodziła do Urzędu Miasta w celu uzyskania pomocy.

- Teraz muszę czekać na komisję mieszkaniową w marcu. Na wiosnę pisałam pisma i listy. W listopadzie byłam u prezydenta Witolda Grima i on powiedział, że tego nie przeskoczy i trzeba czekać na komisję mieszkaniową oraz, że zadzwoni do administracji, żeby coś z tym zrobili. Na tym się skończyło. Wiceprezydent Łukasz Konarski, gdy jeszcze pracował w urzędzie, powiedział, że tylko to mieszkanie może mi dać, a później mówił, że nie ma możliwości zamiany, bo nie ma wolnych mieszkań - mówi dalej Roksana Galus.

- Sprawą zainteresował się TVN. Dziennikarz z "Uwagi!" zadzwonił do administracji, a oni powiedzieli mu, że nic takiego się nie dzieje i że nie ma problemu - opowiada Roksana Galus.

- Z administracją mam same problemy. O nic nie da się doprosić. Za każdym razem gdy dzwonię to albo zapominają, że coś trzeba zrobić, albo mówią, że nie mają pieniędzy w ZGM - dodaje.

Sytuacja mieszkańców jest tragiczna. Z własnych pieniędzy muszą finansować wszystkie remonty i naprawy. Próbują uzyskać odszkodowania. Rachunki za prąd przez ogrzewanie grzejnikiem elektrycznym są bardzo wysokie. Aby utrzymać odpowiednią temperaturę, muszą palić w piecu - który nie nadaje się do użytkowania - i dziennie wydają ok. 50 zł na sam węgiel do jednego pieca.

- W zeszłym roku prezydent Grim powiedział, że będzie tutaj remont i całkowita rewitalizacja. My w to uwierzyliśmy. Jak tu przyszłam mieszkać, to tutaj nawet lampy nie było na zewnątrz i żeby wejść do domu, musieliśmy mieć latarki. Administracja odmówiła nam nawet montażu bramy od ulicy, żeby dzieciaki nie wybiegły, bo stwierdzili, że i tak Romowie ukradną. Dojście do rzeki nie jest w ogóle ogrodzone. My mamy dzieci. Ja jestem wykończona psychicznie. Nie da się tu żyć. To jest tragedia. Wprowadzając się tutaj, nikt nam nie powiedział, że tutaj są tak koszmarne warunki - mówi rozżalona Magdalena Pakulska, mieszkanka kamienicy.

- Mi powiedzieli w administracji, że najlepiej by było, jakbym się gdzieś wyprowadziła i poczekała do wiosny. Ja nie mam gdzie iść. We wtorek przyszedł tu pan z ZGM i powiedział, że mam nie korzystać ze zlewu i z łazienki. W piątek powiedzieli mi, że muszą zastanowić co dalej zrobić - opowiada Magdalena Pakulska. 

Będę śledził sprawę kamienicy przy ul. 11 listopada 35. We wtorek w to miejsce przyjedzie ekipa Uwagi! TVN. W ciągu najbliższych dni prawdopodobnie dowiemy się więcej na ten temat. To nie pierwszy przypadek takiej sytuacji w Zawierciu. W zeszłym roku głośno było m.in o budynku ZGM przy ul. Kijowskiej.